Kiedy najlepiej przyjechać na Grenlandię?
To bez wątpienia jedno z najczęściej zadawanych nam pytań, na które, niestety, nie dostaniecie ode mnie jednoznacznej odpowiedzi. Każda pora roku ma swoje „za i przeciw”, w gruncie rzeczy i tak wszystko sprowadza się do tego, co chcecie przeżyć i zobaczyć. Jak wygląda Grenlandia w poszczególnych miesiącach i jakie aktywności oferuje szczegółowo opisałem w naszym kalendarium. Należy jednak pamiętać, że bazuje ono na Sisimiut, gdzie mieszkamy i operujemy, a między poszczególnymi regionami mogą występować dość znaczące różnice.
Ale aby nie zostawić Was z samymi ogólnikami i truizmami, napiszę kiedy na Grenlandię przyjechałbym ja. Albo może inaczej. Jako że trudno jest mi sobie wyobrazić siebie samego jadącego turystycznie na Grenlandię, opowiem co poleciłbym dobremu znajomemu, który chciałby zobaczyć to miejsce. Potraktujcie te porady jak swobodną rozmowę przy piwku, bez marketingowego nadęcia i folderowych opisów.

A więc po pierwsze, przyjedź poza szczytem sezonu, czyli nie w lipcu i sierpniu, zwłaszcza jeśli planujesz odwiedzić popularne miejsca jak na przykład Ilulissat. Wzmożonej turystycznej aktywności możesz spodziewać się również w marcu i kwietniu, ale te wiosenne miesiące to zdecydowanie lepszy wybór niż środek lata. Zaoszczędzenie symbolicznych kilku złotych nie jest tu jedynym powodem, a na pewno nie najważniejszym, szczególnie jeśli zależy ci nie tylko na odhaczaniu turystycznych atrakcji, ale i wgłębieniu się choć odrobinę w grenlandzką codzienność. Lipiec i sierpień bez wątpienia nie są okresem najlepiej oddającym realia naszego życie na Grenlandii, zwłaszcza gdy oglądasz je z perspektywy turysty, który przyjechał tu w większej, zorganizowanej grupie.
Pobyt poza wysokim sezonem to zdecydowanie bardziej autentyczne doświadczenie – na ulicach znów dominują lokalni mieszkańcy, którzy wrócili z wakacji, a turyści oraz obsługujący ich przyjezdni obcokrajowcy stopniowo znikają. Dzięki temu łatwiej wtopisz się w lokalny krajobraz i unikniesz bycia częścią ferajny zagubionych turystów snujących się po ulicach z aparatem, którego wielki obiektyw dynda na wysokości kolan. To również czas, gdy możesz liczyć na bardziej indywidualne podejście ze strony operatorów, którzy mają więcej czasu, by pokazać ci prawdziwą Grenlandię.
Jest więcej powodów, by niekoniecznie przyjeżdżać tu w środku lata. Grenlandia to egzotyczna destynacja i praktycznie każda pora roku oferuje ciekawe atrakcje, ale jeśli chcecie zobaczyć coś naprawdę odmiennego od rzeczywistości, którą znacie na co dzień, odwiedźcie to miejsce w jego „naturalnych warunkach” czyli gdy jest pokryte śniegiem. Tym bardziej, że białego puchu coraz trudniej jest uświadczyć w innych miejscach i powoli staje się on atrakcją samą w sobie. Śnieg otwiera wiele możliwości i jest przepustką do tych najbardziej „grenlandzkich atrakcji”. Nie tylko umożliwia jazdę psim zaprzęgiem czy wędrówki na rakietach śnieżnych, ale także daje bezcenną okazję obserwacji, jak wygląda życie w miejscu, gdzie przez większą część roku panuje zima. Na taką wycieczkę wybrać można okres wiosenny, wtedy grenlandzka zima jest najłagodniejsza 😊, a odważniejsi podróżni mogą zdecydować się na przeżycie polarnej nocy i przekonać się, czy diabeł rzeczywiście taki straszny jak go malują.

Gdzie pojechać?
Grenlandia to ogromny kraj, miasta nie są połączone siecią dróg, a pogoda wciąż ma ogromny wpływ na nasze codzienne życie, w tym podróżowanie. Przemieszczanie się jest drogie i czasochłonne, więc jeśli nie jesteś milionerem raczej musisz zdecydować się na konkretny region. Najczęstszym celem turystów jest Grenlandia południowo-zachodnia. Wiąże się to oczywiście z opcjami połączeń lotniczych oraz dostępnością oferty turystycznej. Nasarsuaq, Qaqortoq, Nuuk, Kangerlussuaq, Sisimiut i Ilulissat to najczęściej odwiedzane miejscowości. Wszystkie z nich mają swoje uroki, a gdybym znowu miał przyjąć rolę twojego kolegi i dać kilka rad co do wyboru destynacji, ponownie zrobiłbym to na zasadzie eliminacji.
Po pierwsze, zdecydowanie odradzam pobyt w stolicy, czyli Nuuk. Powodów jest wiele, a redukując je do kilku zdań powiedzieć można po prostu, że w Nuuk jest najmniej Grenlandii. To raczej zeuropeizowana metropolia z wysokimi budynkami, ulicami pełnymi drogich aut i ludnością nasiąkniętą wielkomiejską mentalnością, dość daleką od grenlandzkiego sposobu bycia. To oczywiście nadal jest Grenlandia, ale nowoczesna fasada tego kraju jest tu znacznie bardziej uwypuklona niż w innych rejonach. Obserwowanie takiego socjologicznego „zjawiska”, hybrydowej kultury, gdzie lokalna tożsamość miesza się z wpływami zewnętrznymi może być interesujące, szczególnie jeśli fascynuje cię to, jak globalizacja wkracza w miejsca pozornie odcięte od świata, jednak mam wrażenie, że w Nuuk proces ten zaszedł za daleko i grenlandzkiej stolicy brakuje tej surowej, pierwotnej Grenlandii, którą większość z was chciałaby zapewne zobaczyć. Dlatego nie poświeciłbym na Nuuk zbyt wiele czasu, a już na pewno nie ograniczał swojego pobytu tylko do stolicy.
Zupełnie zasłużenie najbardziej popularną grenlandzką destynacją jest Ilulissat, słynący z gór lodowych (nazwa miejscowości to właśnie oznacza) cielących się z pobliskiego lodowca do fiordu. To miejsce warte uwagi, widoki są imponujące, a natura majestatyczna. Myślę, że wielu z was takiej Grenlandii szuka. Zatoka Disko jest doskonałym przykładem miejsca, gdzie potęga przyrody przytłacza człowieka i przypomina o swojej bezwzględnej sile. Wszystko ma oczywiście swoje minusy. Ilulissat cierpi ostatnimi laty na chorobę dotykającą takie miejsca – overtourism, dlatego omijałbym tę destynację w szczycie sezonu, by nie zostać zmielonym w trybach rozpędzonego na pełną parę przemysłu turystycznego.
Kolejnym, zupełnie odmiennym regionem, który warto rozważyć, jest wschodnie wybrzeże, do którego stosunkowo łatwo dotrzeć dzięki połączeniom lotniczym z Islandii. To niezwykle malownicze miejsce, z majestatycznymi górami lodowymi oraz dziką, surową przyrodą, jakiej można się spodziewać po Grenlandii. Region ten, znany lokalnie jako Tunu, przez długi czas uchodził za bardziej zacofany i nieco zapomniany przez polityków. Jest to obszar, który często kojarzony jest z problemami społecznymi, a mimo to – lub może właśnie dlatego – zachowuje swoją wyjątkową, autentyczną atmosferę.
Choć przez lata Tunu było postrzegane jako odizolowane i zaniedbane, w ostatnim czasie zauważalny jest tam rozwój turystyki. Z roku na rok coraz więcej osób odkrywa ten nieskalany masową turystyką region. Według mnie w najbliższej przyszłości popularność tego miejsca znacznie wzrośnie. Może warto rozważyć odwiedzenie tego zakątka Grenlandii zanim stanie się on bardziej komercyjny, aby doświadczyć jego pełnej autentyczności?
Nie mógłbym oczywiście zamknąć tej sekcji artykułu bez wyeksponowania Sisimiut, miejsca w którym operujemy i do którego tak serdecznie was zapraszam. Przez Grenlandczyków nazywany jest ”Perłą Wybrzeża”, a według mnie, czyli zupełnie nieobiektywnie, jest to najlepsze miejsce na Grenlandii, nie tylko do życia, ale i do odwiedzenia. Niech nie zniechęci Cię fakt, że rzadko pojawiają się tu góry lodowe, Sisimiut ma wiele innych zalet. Największą z nich jest chyba zdrowa równowaga między przygodą w interiorze, grenlandzką kulturą i dostępnością. Sisimiut jest drugim co wielkości miastem na Grenlandii, ale różnica miedzy stolicą jest olbrzymia. Naszej miejscowości daleko do zmodernizowanego Nuuk, rond, sygnalizacji świetlnej, czy wysokich bloków z plastikowymi fasadami. W przeciwieństwie do mniejszych miejscowości oferuje więcej restauracji, sklepów i zorganizowanych wydarzeń kulturalnych, co czyni Sisimiut bardziej przystępnym dla turystów, którzy chcą doświadczyć Grenlandii, ale z nutą komfortu. Kolejną zaletą Sisimiut jest dostępność zróżnicowanych aktywności na prawie każdą porę roku, wszystko dzięki swojemu położeniu na granicy ogromnego interioru. Odległość między wybrzeżem a lądolodem jest tu największa na Grenlandii, co otwiera ogromny wachlarz możliwości. Zimą miasto staje się centrum sportów zimowych, z licznymi trasami narciarstwa biegowego – co wyróżnia je na tle Ilulissat czy Nuuk, gdzie sporty zimowe są mniej rozwinięte. W odróżniuniu od wszystkich osad na południe, w Sisimiut możliwa jest jazda psim zaprzęgiem. Latem za to dla turystów otwiera się ogromny interior, a nowe szlaki pozwalają na odkrywanie go nie tylko wędrując, ale także rowerowo.

Zobacz naszą ofertę wycieczek na Grenlandię
Grenlandia solo czy z biurem?
Wraz z rosnąca popularnością Grenlandii jako kierunku turystycznego na rynku pojawiło się sporo ofert wycieczek. Jeszcze kilka lat temu trudno było cokolwiek znaleźć, ale podaż goni popyt, więc nic w tym dziwnego, że biura starają się odpowiedzieć na zapotrzebowanie swoich klientów. Zasiadając do tej sekcji artykułu przejrzałem kilkanaście ofert i tylko jedna wydaje mi się godna polecenia. Może jako rezydent jestem zbyt wymagający więc po krótce wyjaśnię moje zastrzeżenia, a Wy sami ocenicie, czy się czepiam.
Zacznijmy od pozytywów. Oferta, która zwróciła moją uwagę to wyjazd fotograficzny organizowany przez Marcina Dobasa. Plan dobrze dopięty, realistyczny czasowo i miejscowo, bez gruszek na wierzbie, za to w odpowiednim terminie. To oczywiście nie jest żadna współpraca – Marcina Dobasa znam jedynie „z internetu” i wiem, że Grenlandię „robi” od dawna. Może właśnie dlatego jego program wydaje się naprawdę dopracowany i oparty na realiach, a nie folderach z banku zdjęć.

Dużo gorzej wygląda to z programami operatorów, którzy są tu od niedawna i próbują zebrać śmietankę z rosnącej popularności Grenlandii, niekoniecznie wiedząc, z czym tak naprawdę mają do czynienia.
Biura podróży, których na pewno nie polecę, to na przykład „Wyspy Odległe” – przede wszystkim za sztampowy program i mocno przerysowane obietnice w nim zawarte. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to skrajnie optymistyczny harmonogram. Mam wrażenie, że grenlandzka aura często brutalnie weryfikuje te plany.
Mam też duzo konkretniejsze uwagi do programu. Na przykład, nie dajcie sobie wcisnąć wizyty u „lokalsów” (nie wiem dlaczego drażni mnie to słowo) jako „tradycyjnego kaffemik”, bo to naprawdę nie to samo. Kaffemik to wydarzenie, na które możecie trafić, ale nie da się go sprzedać w ofercie. Uważajcie także, kiedy ktoś oferuje Wam „tradycyjne grenlandzkie jedzenie”. Koniecznie dopytajcie wtedy, czy to naprawdę lokalna kuchnia, a nie tylko zwykłe danie z turystycznego menu z dodatkiem grenlandzkich składników. Bo prawdziwej zupy z foki, pieczeni z renifera czy tradycyjnej zupy z halibuta raczej nie znajdziecie w restauracjach. W grenlandzkiej ofercie kulinarnej brakuje niestety czegoś w stylu polskiego baru mlecznego – miejsca, gdzie dania w smaku, konsystencji i sposobie przygotowania naprawdę przypominają te jedzone w grenlandzkich domach. Zamiast tego serwowane są zwykle zeuropeizowane, ugrzecznione pod turystę wersje z symbolicznie dodanymi „grenlandzkimi” składnikami – a to moim zdaniem zupełnie co innego. Mam również spore wątpliwości co do zawartego w programie sprzedawania wizyty “we wsi” (to oczywiście osady) Oqaatsut jako pokazawania “prawdziwej Grenlandii”, bo to jedno z najbardziej zturystycznionych miejsc na wyspie.
Warto też zwrócić uwagę, z kim Twoje biuro podróży współpracuje – bo to od tego zależy, kto będzie Ci opowiadał o Grenlandii. W przypadku „Wysp Odległych” współpraca odbywa się na przykład głównie z siecią hoteli SOMA, który "słynie" z zatrudniania przewodników z zagranicy – najczęściej młodych Duńczyków, mieszkających tu tylko sezonowo. Ich wycieczki to wyuczone na pamięć monologi bez kontekstu i lokalnego kolorytu.
To niestety częsta praktyka na Grenlandii. I jeśli taki turystyczny „fast food” Was nie interesuje – warto o to zapytać, zanim zdecydujecie się na zakup wycieczki.

A może Grenlandia solo?
Czy warto jechać na Grenlandię na własną rękę? Zdecydowanie tak (Ameryki tu nie odkryję) – o ile jesteście na to przygotowani.
Organizując pobyt samodzielnie, zyskujecie pełną niezależność – możecie dostosować trasę do swoich możliwości, unikać tłumów, wybierać miejsca mniej oczywiste i eksplorować we własnym tempie.
Brzmi kusząco, prawda?
Ale – i tu ważne ale – Grenlandia potrafi być logistycznie wymagająca. Komunikacja między miejscowościami to głównie łodzie lub samoloty, transport publiczny praktycznie nie istnieje, a ceny bywają zaporowe. Jeśli planowanie wyjazdów nie sprawia Ci radości, a szukanie połączeń, noclegów i miejsc wartych odwiedzenia męczy Cię już na etapie Excela – to ten kierunek może okazać się wyzwaniem.
Z drugiej strony, jeżeli lubisz mieć kontrolę, nie boisz się zapytać o drogę, potrafisz elastycznie reagować na pogodę (i jej kaprysy), a także cenisz autentyczne doświadczenia – Grenlandia solo to naprawdę fantastyczna przygoda.
Niezależnie od tego, czy zdecydujesz się na wyprawę z biurem czy samodzielną podróż, sugeruję poświęcić kilka wieczorów na solidny research. Sprawdź, kto organizuje wyjazd, jak wygląda plan, co realnie można zobaczyć w danym terminie i – co najważniejsze – kto będzie Twoim przewodnikiem po tej fascynującej, ale wymagającej wyspie.
© Autor: Adam Jarniewski, kwiecień 2025